Kalendarz
pn |
wt |
sr |
cz |
pt |
so |
nd |
29 |
30 |
31 |
01 |
02 |
03 |
04 |
05 |
06
|
07 |
08 |
09
|
10 |
11 |
12 |
13
|
14 |
15 |
16 |
17 |
18 |
19 |
20 |
21 |
22 |
23 |
24 |
25 |
26 |
27 |
28 |
29 |
30 |
01 |
02 |
Najnowsze wpisy, strona 6
I tak jakoś mi mijają dni. Piękna pogoda trwa, a ja z tego korzystam, byłam dziś pierwszy raz na działce :D Trochę poleżałam plackiem na kocyku, nogi mam czerwone, już czuję, jak jutro będę stękać :P W sumie to cud, że nogi mi się opaliły, zawsze miałam spalone ramiona i nos, a tu dziś taka miła odmiana ;P
Generalnie obijam się od ładnych dwóch tygodni i, co najlepsze, po raz pierwszy od dłuższego czasu nie mam z tego powodu wyrzutów sumienia. Hahaha. Korzystać trzeba.
Za dwa tygodnie jadę na wesele kuzyna. Trochę mnie denerwuje ten fakt, bo będę musiała sobie kupić jakieś bolerko czy coś, bo przecież "w samym gorsecie, roznegliżowana" do kośioła nie pójdę
Postanowiłam, że nie spędzę tych okropnie długaśnych wakacji w domu. Nie po to zapieprzałam przez ostatnie miesiące, by teraz tylko siedzieć przed komputerem, spać do południa i oglądać głupie komedie :P Zaraz wybieram się na wycieczkę rowerową. Mam do przejechania jakieś 15 km, tęskniłam za tym! :D Bo w gruncie rzeczy na początku, po maturze, fajne jest to, że budzę się, otwieram oczy ze świadomością, że nie ma nic czym muszę się stresować. Tylko wstaję i już. Po prostu. No właśnie. Szkoda, że tak po prostu właśnie... Bo miałam taki okres w życiu, że budziłam się. Wstawałam z łóżka. Witałam każdy kolejny dzień nie dlatego, bo taka jest kolejność rzeczy, ale dlatego, że chciałam. Wiedziałam, że być może, właśnie w tej chwili, gdzieś tam, ktoś tam o mnie myśli. To było fajne uczucie - nie przejmowałam się okropną pogodą czy tym, że na czole znów wyskoczył mi pryszcz. Jednak, teraz, z perspektywy czasu, zastanawiam się o co w tym wszystkim chodziło. Bo dziwne były te zagrywki nie z mojej strony. Ale miałam te cholerne klapki na oczach. No cóż, przynajmniej byłam... szczęśliwa. Niemniej jednak, okazało się, że to jednak nie ten człowiek i nie ten czas. Tak więc od paru miesięcy znów budzę się. Wstaję. Bo tak należy i tyle. Patrzę w lustro i czasem się uśmiechnę. Bo nie powinnam się tym wszystkim przejmować i czekać na kolejną szansę. Z innym człowiekiem, w innym miejscu. I tak robię. Ja nie z takich, co płaczą w poduszkę. Szkoda łez, jeśli naprawdę nie było warto. Bo nie było...
Ależ mnie sentyment ścisnął ;) Idę już na ten rower, słoneczko wychodzi zza chmur. Miłego dnia.
Ech, znowu nawaliłam, bo długo nie pisałam. Ale teraz mam tyyyyyyyyle czasu, że nie wybaczyłabym sobie, gdybym pozostawiła ten blog pustym :)
Taaak, nareszcie po maturach! Jeśli chodzi o pisemne to hm, zobaczy się 11 lipca ile procent sobie zmajstrowałam, ale ogólnie chyba nienajgorzej ;) Ustny polski to był mega stres... No ale zdałam. Bardziej zadowolona jestem z ustnego angielskiego. Siedząc tam w tej sali sama sobie się dziwiłam, że słowa same mi z ust płynęły. Potem % zdobyte przemieniły się w % pite. Oczywiście nie adekwatnie, bo gdybym miała wypić coś o 100% zawartości alkoholu to by mnie już nie było na tym świecie ;D
Moje wakacje? Na razie jest to obijanie. Czasem coś tam ugotuję albo poprasuję, ot tak, żeby rodzina była zadowolona, haha. Trochę teraz tak żałuję, że wcześniej nie pomyślałam o jakiejś wakacyjnej pracy... Matura mi przesłoniła parę spraw, niestety, i teraz mam za swoje :P Chciałabym też wyjechać, nad morze np. no ale tylko chcieć mogę, bo z kasą na razie średnio. A zresztą, na razie nie mam czego żałować, bo obecna pogoda nie powala ;]
Byłam dziś w bibliotece oddać te choelrne książki, które potrzebowałam do prezentacji z polskiego. I wypożyczyłam nareszcie coś normalnego, nielekturowego, yeah. Idę czytać, pa! :)
Ten tak zwany czas przedmaturalny jest okropny... Kurczę, ile bym dała, żeby już był czerwiec, a wraz z nim odetchnięcie z ulgą, że już po wszystkim. W myślach już sobie planuję te długaśne wakacje - przejażdżki rowerem, opalanie na działce, może jakiś wypad za miasto? :> No ale to jeszcze troszkę. Jeszcze trochę musisz się pomęczyć, Katarzyno :P
W piątek zakończenie roku szkolnego. Już? Tak, już, to już... Szkoda mi. Szkoda, że szczególnie ta trzecia klasa tak szybko minęła. I pomyśleć, że we wrześniu mówiło się : "Do maja jeszcze mnóstwo czasu" i co? Dupa jasiu, minęło cholernie szybkooooo.
Ostatnio się trochę zmieniłam - zbyt dużo emocji we mnie, pewnie to dlatego. Nie lubię ich uzewnętrzniać, taka trochę masochistka ze mnie? ;) Zmieniłam się też z wyglądu - byłam u fryzjera. Ścięłam włosy = ścięłam wiedzę? Nieee, sądzę, że z tą moją wiedzą gorzej już być nie może ;p Tymże jakże optymistycznym akcentem finiszuję dzisiejszą notkę. Bye.
Jak mi miło, że ktoś jeszcze tu zagląda, pamięta :) Ja pamiętałam o tym miejscu zawsze, tylko jakoś nie było mi do niego po drodze... No ale wróciłam, niczym syn marnotrawny, tyle że w wydaniu damskim ;D
Ale widzę, że część osób z blogowiska zniknęła :( Delfi, Unloved i inni - where are you?
Muszę przyznać, że moja optymistyczna ideologia nieco się wypaliła. Co z tego, że byłam przez chwileczkę szczęśliwa, skoro potem znów było tak... szaro? Ale okej... Zdążyłam skapować, że nie może być kolorowo 24 godziny na dobę. Marudzę ostatnio strasznie, wybaczcie :P
Wielkanoc tuż tuż, na rekolekcje nie chodziłam, hm, powiedzmy, że ten czas wypełniałam nauką ;p Czas przedmaturalny jest fe! Zresztą co ja piszę... Kto przeżył, ten wie ;) Trochę mi szkoda, że to już koniec liceum, ale ufam, że najcenniejsze znajomości przetrwają :)
Aaaa w ogóle to chciałam powiedzieć, że uwielbiam ostatnie wieczory! A dlaczego? Bo jest pełnia księżyca, a ja kocham pełnię księżyca! ;D
Dziwna ta notencja trochę, e, chyba się odzwyczaiłam od pisania tu po prostu. Aaale co tam, przyzwyczaję się na nowo! ;)