Kalendarz
                    
                        
                            | pn | wt | sr | cz | pt | so | nd | 
                        
                                                                                                                        | 29 | 30 | 31 | 01 | 02 | 03 | 04 | 
                                                                                                                            | 05 | 06 | 07 | 08 | 09 | 10 | 11 | 
                                                                                                                            | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 
                                                                                                                            | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 
                                                                                                                            | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 01 | 02 | 
                                                                                    
                    
                 
                                  
            
                                         
 
                Archiwum wrzesień 2005
    
    
    
                                
                                
                
                    2 lata to sporo.
sporo słów tu wystukanych, sporo 
przelanych emocji.
bywało różnie (z resztą do tej 
pory bywa tak, że nie zawsze wszystko jest tak piękne i 
oczywiste jak by się chciało), ale gdzieś tam zawsze 
miałam w sobie tą nutkę optymizmu. nawet z miną 
nieszczęśnicy, nawet w najgorszych chwilach. tak było i 
tak ma być nadal!
2 lata blogowania za mną :) literka 
za literką, wyraz za wyrazem, zdanie za zdaniem, notka 
za notką... chcę być tu nadal, nie zawsze mnie widać, 
słychać, czuć, ale jestem!
na przykład 
tutaj jestem ;)                
                
             
                    
                                
                
                    biegnę sobie. razem z życiem sobie biegnę.
tak więc zaczął się nowy rok szkolny. nowy, nieco odmieniony, z lekką terapią 
wstrząsową ;) dzień przed rozpoczęciem dowiedziałam się, że nastąpi zmiana wychowawczyni i byłam w głębokim szoku, a opisy 
znajomych na gg wyrażały dokładnie to samo. "oddajcie nam Zofię!!"... nie oddali, Zofia poszła na chorobowe :( naszą nową 
wychowawczynią okazała się pani w fioleciku, pfff. ponieważ Zofia odeszła, to nastąpiła zmiana germanistki - na początku moje 
przerażenie nie znało granic, w końcu pani Z powszechnie znana jest z łatwych sprawdzianów. a łatwych dlatego, że tak ładnie 
się u niej ściągało.. :] i miałam na koniec drugiej klasy tą czwórkę, choć ja - taka ciemnota z dojcza, ledwo się w tym 
języku wyrażająca - nawet nie wiem czy na tróję bym zasługiwała... :p no cóż, nowa pani germanistka jest przemilutka, aż 
zanadto... i na dodatek całą lekcję nawija po niemiecku, tak że ja z ogromną trudnością wyłapuję pojedyncze słowa, które 
jestem w stanie zrozumieć... :D plan się zmienił, nawet mi się podoba. ale tak na marginesie to centralnie serialnie brakuje 
mi np. takiej głupiej chemii! tak się narzekało przez te dwa lata, no bo w końcu z chemii jestem noga, ale teraz to tęsknię 
za oczyma pani A skierowanymi na sufit zamiast na uczniów! ;( ale nowy rok szkolny przyniósł także nowe przedmioty, takie jak 
WOS. śmieszą mnie te lekcje, łolaboga :D śmieszą mnie, bo po pierwsze, to pan nauczyciel jest podobny do Romana Giertycha, z 
tymże pan Roman nie ma siwych włosów, a mój pan nauczyciel tak, a po drugie przemawia do nas nieco spedalonym głosem ;P i mimo, że 
jest dość wymagający, to lekcje WOSu są niezłą rozrywką! jutro mam po raz pierwszy WOK, hm ciekawe cóż to z tego 
będzie...
jednak najważniejsza w tym roku szkolnym będzie... ma... matu... matura... : okropne jest to, że nauczyciele są 
w tym roku tak strasznie monotematyczni i mówią o tej maturze wciąż.. naprawdę, już czuję w kościach, że matura niebawem, a w 
związku z tym czeka mnie ogrom pracy. muszę przeczytać lektury, bo oczywiście wakacyjne postanowienia nie do końca mi wyszły 
;/ muszę także przyłożyć się do języka angielskiego, zastanawiam się nad jakimiś dodatkowymi zajęciami... nacisk i to ogromny 
kładę na matematykę - mój trzeci wybrany obowiązkowy przedmiot. po dzisiejszych matematycznych fakultetach nie czuję się w 
pełni pewnie, ale wiem, że tylko moje osobiste zaangażowanie będzie kluczem do szczęścia, tj. udanej matury. tak dużo osób 
stara się mnie przekonać, że to nienajlepszy pomysł z tą matematyką, ale ja i tak zrobię swoje. swoją drogą to nawet nowa 
wychowawczyni szczerze stwierdziła, że my - językowcy nie poradzimy sobie z maturą z matematyki; och jakież to miłe, 
nieprawdaż? :D ee tak w ogóle to trochę dziwne, że będąc w klasie językowej pałam jakimś zainteresowaniem do matmy. to jednak 
nie świadczy o tym, że mam zamiar iść na studia matematyczne... :P tak jak gegra czy hista jest to przedmiot dość uniwersalny 
i nawet na filozofię mogę startować :P co do studiów to jeszcze sama do końca nie wiem co i jak. tzn. wiem, że mam chęć 
ulotnić się z miasta mojego, ale jeżeli to nie wypali to nie będzie koniec świata ;) o swoich dokładniejszych rozmyślaniach 
co do kierunków studiowania pisać nie będę, a żeby mi się nie zapeszyło na razie.. ;)
okej... odbiegając od tematu szkoły 
to hm... w miniony weekend byłam na domowej 18stce u kolegi z klasy, oj gdybym powiedziała, że było nudno, to bym skłamała.. 
:D zabawa trwała do rana, tańczyłam w zasadzie tylko przez dwie piosenki, resztę nocy - nie bójmy się tego słowa - przepiłam... 
:P i w tym momencie pozdrawiam wszystkich, którzy tak samo jak ja aktywnie brali udział w spożywaniu napojów 
"bezalkoholowych" ;D powrót do domu autobusem o 5.37 - czy muszę cokolwiek dodawać? ;> oczywiście, że nie.
no niestety, 
oprócz takich radości, w życiu pojawiają się także smutniejsze akcenty. martwię się o mojego dziadka... ma już 85 lat, 
zdrowie nie to... miewa takie zaniki pamięci, to straszne :( w ogóle to kilka lat temu był taki ożywiony, chętny do 
wychodzenia z domu, a teraz strasznie się rozleniwił, czasem do popołudnia leży w łóżku. tak bardzo mnie boli, gdy patrzę i 
stwierdzam, że najwyraźniej jest już zmęczony... życiem... brakuje mi jego dawnej energii. tu już niestety nie pomogą 
tabletki na pamięć :
co do mnie, to ja tez się ostatnio miewam nie za dobrze. od kilku tygodni co kilka dni boli mnie 
ręka... i to jeszcze ta, którą miałam operowaną :( jestem zapisana do lekarza na październik, cholera, może znów mnie czeka 
szpital w Poznaniu? nie no.. tfu tfu! jak do Poznania to tylko z wizytą wyłącznie w celach nieszpitalnych ;]
zagolopowałam 
się trochę w tym pisaniu... kurde, gdybym ja taki polot miała w wypracowaniach z polaka :P
pozdrawiam czytających. o 
blogach pamiętam, o blogowiczach tymbardziej :) a za parenaście dni stukną mi dwa lata blogowania, ach :>