Kalendarz
pn |
wt |
sr |
cz |
pt |
so |
nd |
27 |
28 |
29 |
30 |
31 |
01 |
02 |
03 |
04 |
05 |
06 |
07
|
08 |
09 |
10 |
11 |
12 |
13 |
14 |
15 |
16 |
17 |
18 |
19 |
20 |
21 |
22 |
23 |
24 |
25 |
26 |
27 |
28 |
29 |
30 |
Najnowsze wpisy, strona 7
nie uwierzycie...
...kasia_ef jeszcze żyje! :D
chyba się stęskniłam za tym miejscem :) czytałam stare notki, te wszelkie przejawy optymizmu, o rany... w zasadzie od października, czyli ostatniego wpisu tutaj, nie zmieniło się u mnie zbyt wiele, nie licząc przedmaturalnych stresów i głupiego stanu pt. nie-wiem-co-chcę-robić-w-przyszłości.
a w ogóle to halo, jest tam kto? :> :D
wszystko w porządku :) w środę lekarz trochę mnie potraktował jak idiotkę, która z byle czym do lekarza idzie, no ale potem i tak stwierdził, że dobrze, że się spotykamy wtedy gdy nie potrzeba jest jakaś poważniejsza interwencja, pfff ;)
mój długi weekend zaczął się dość sympatycznie :D już wczoraj, byłam w kinie ze znajomymi z klasy, z jednej strony żałuję, że jednak nie zdecydowałam się pójść na "40-letniego prawiczka", ale z drugiej strony ten ruski film, "straż nocna", był dość śmieszny, choć to niby thriller ;D język rosyjski był w tym filmie największą zaletą, buehehe, ale kurna przez to, od wczoraj zamiast "nie" gadam "niet", no ale to taka mała dygresja :P ponieważ po wyprawie do kina i jeszcze do miasta potem, byłam wykończona, to położyłam się spać przed 23, a dziś wstałam po 9 i bosko, o! sobota raczej przeze mnie przebimbana, ale jest jeszcze szansa, że wezmę się za "przedwiośnie"... najgorsze jest to, że ja te cztery wspaniałe wolne dni już na początku tygodnia zaplanowałam jako jeden wielki odpoczynek, a tu nici z pięknej mej wizji - angielski czeka, ech.
nie wiem, czy mnie grypa przypadkiem nie łapie, jakoś tak kiepskawo się czuję :/ grypa jest proszona o opuszczenie lokalu, a konkretnie mojego organizmu! :>
zdjęcie
aaa, żeby nie było, że mnie nie ma, o.
żyję, żyję sobie w tym Toruniu z ładnym niebem, z którego i tak mam plany się wynieść, oczywiście jeżeli w ciągu kilku następnych miesięcy odpowiednio wszystko poukładam, będę wiedziała konkretnie czego chcę, no i oczywiście jeśli odpowiednio zdam tą pieprzoną maturę :>
co poza tym... hm, 2 listopada odbieram dowód osobisty. i to by było na tyle z mojej pełnoletności...
co jeszcze? nie zadowala mnie zwycięstwo pana Kaczyńskiego, no ale nie chce mi się rozpisywać bardziej na ten temat :p
studniówka z 81 dni, jak informuje strona int. mojej szkoły ;] oczywiście się wybieram, ale jak wiadomo kreacja jeszcze jest szyta pod kierownictwem Ewy Minge ;D
zbliża się Święto Zmarłych, a ja, może się powtórzę sprzed roku czy lat dwóch, ale tego święta nie lubię. jest mi wtedy źle i tęskno. Bóg zabiera do siebie tych, których potrzebuję, a to chyba nie jest fajne...
a będąć przy "niefajnych" rzeczach to ostatnio niepokój mnie ogarnia. mój wujek ma raka. jest źle, miał operację, a jego stan psychiczny po prostu jest beznadziejny, ma głupie myśli o końcu swego życia... to straszne. i jeszcze straszne jest to, że on miał tego guza na nodze. a ja... też mam na nodze guza... od sierpnia... na początku myślałam, że to pewnie od ukąszenia komara czy czegoś, ale to nie znikało przez długie tygodnie. i teraz, gdy dowiedziałam się o wujku, to miałam myśli, że i ja mogę mieć raka... pełna obaw zarejestrowałam się do lekarza, idę tam już w tą środę. dawno się tak nie bałam, wiecie? chociaż z biegiem ostatnich dni jestem troszkę spokojniejsza :)
bądźmy dobrej myśli. we wszystkim.
i takim sposobem, macie znów spokój ode mnie na kolejny miesiąc. ;)
2 lata to sporo.
sporo słów tu wystukanych, sporo
przelanych emocji.
bywało różnie (z resztą do tej
pory bywa tak, że nie zawsze wszystko jest tak piękne i
oczywiste jak by się chciało), ale gdzieś tam zawsze
miałam w sobie tą nutkę optymizmu. nawet z miną
nieszczęśnicy, nawet w najgorszych chwilach. tak było i
tak ma być nadal!
2 lata blogowania za mną :) literka
za literką, wyraz za wyrazem, zdanie za zdaniem, notka
za notką... chcę być tu nadal, nie zawsze mnie widać,
słychać, czuć, ale jestem!
na przykład
tutaj jestem ;)
biegnę sobie. razem z życiem sobie biegnę.
tak więc zaczął się nowy rok szkolny. nowy, nieco odmieniony, z lekką terapią
wstrząsową ;) dzień przed rozpoczęciem dowiedziałam się, że nastąpi zmiana wychowawczyni i byłam w głębokim szoku, a opisy
znajomych na gg wyrażały dokładnie to samo. "oddajcie nam Zofię!!"... nie oddali, Zofia poszła na chorobowe :( naszą nową
wychowawczynią okazała się pani w fioleciku, pfff. ponieważ Zofia odeszła, to nastąpiła zmiana germanistki - na początku moje
przerażenie nie znało granic, w końcu pani Z powszechnie znana jest z łatwych sprawdzianów. a łatwych dlatego, że tak ładnie
się u niej ściągało.. :] i miałam na koniec drugiej klasy tą czwórkę, choć ja - taka ciemnota z dojcza, ledwo się w tym
języku wyrażająca - nawet nie wiem czy na tróję bym zasługiwała... :p no cóż, nowa pani germanistka jest przemilutka, aż
zanadto... i na dodatek całą lekcję nawija po niemiecku, tak że ja z ogromną trudnością wyłapuję pojedyncze słowa, które
jestem w stanie zrozumieć... :D plan się zmienił, nawet mi się podoba. ale tak na marginesie to centralnie serialnie brakuje
mi np. takiej głupiej chemii! tak się narzekało przez te dwa lata, no bo w końcu z chemii jestem noga, ale teraz to tęsknię
za oczyma pani A skierowanymi na sufit zamiast na uczniów! ;( ale nowy rok szkolny przyniósł także nowe przedmioty, takie jak
WOS. śmieszą mnie te lekcje, łolaboga :D śmieszą mnie, bo po pierwsze, to pan nauczyciel jest podobny do Romana Giertycha, z
tymże pan Roman nie ma siwych włosów, a mój pan nauczyciel tak, a po drugie przemawia do nas nieco spedalonym głosem ;P i mimo, że
jest dość wymagający, to lekcje WOSu są niezłą rozrywką! jutro mam po raz pierwszy WOK, hm ciekawe cóż to z tego
będzie...
jednak najważniejsza w tym roku szkolnym będzie... ma... matu... matura... : okropne jest to, że nauczyciele są
w tym roku tak strasznie monotematyczni i mówią o tej maturze wciąż.. naprawdę, już czuję w kościach, że matura niebawem, a w
związku z tym czeka mnie ogrom pracy. muszę przeczytać lektury, bo oczywiście wakacyjne postanowienia nie do końca mi wyszły
;/ muszę także przyłożyć się do języka angielskiego, zastanawiam się nad jakimiś dodatkowymi zajęciami... nacisk i to ogromny
kładę na matematykę - mój trzeci wybrany obowiązkowy przedmiot. po dzisiejszych matematycznych fakultetach nie czuję się w
pełni pewnie, ale wiem, że tylko moje osobiste zaangażowanie będzie kluczem do szczęścia, tj. udanej matury. tak dużo osób
stara się mnie przekonać, że to nienajlepszy pomysł z tą matematyką, ale ja i tak zrobię swoje. swoją drogą to nawet nowa
wychowawczyni szczerze stwierdziła, że my - językowcy nie poradzimy sobie z maturą z matematyki; och jakież to miłe,
nieprawdaż? :D ee tak w ogóle to trochę dziwne, że będąc w klasie językowej pałam jakimś zainteresowaniem do matmy. to jednak
nie świadczy o tym, że mam zamiar iść na studia matematyczne... :P tak jak gegra czy hista jest to przedmiot dość uniwersalny
i nawet na filozofię mogę startować :P co do studiów to jeszcze sama do końca nie wiem co i jak. tzn. wiem, że mam chęć
ulotnić się z miasta mojego, ale jeżeli to nie wypali to nie będzie koniec świata ;) o swoich dokładniejszych rozmyślaniach
co do kierunków studiowania pisać nie będę, a żeby mi się nie zapeszyło na razie.. ;)
okej... odbiegając od tematu szkoły
to hm... w miniony weekend byłam na domowej 18stce u kolegi z klasy, oj gdybym powiedziała, że było nudno, to bym skłamała..
:D zabawa trwała do rana, tańczyłam w zasadzie tylko przez dwie piosenki, resztę nocy - nie bójmy się tego słowa - przepiłam...
:P i w tym momencie pozdrawiam wszystkich, którzy tak samo jak ja aktywnie brali udział w spożywaniu napojów
"bezalkoholowych" ;D powrót do domu autobusem o 5.37 - czy muszę cokolwiek dodawać? ;> oczywiście, że nie.
no niestety,
oprócz takich radości, w życiu pojawiają się także smutniejsze akcenty. martwię się o mojego dziadka... ma już 85 lat,
zdrowie nie to... miewa takie zaniki pamięci, to straszne :( w ogóle to kilka lat temu był taki ożywiony, chętny do
wychodzenia z domu, a teraz strasznie się rozleniwił, czasem do popołudnia leży w łóżku. tak bardzo mnie boli, gdy patrzę i
stwierdzam, że najwyraźniej jest już zmęczony... życiem... brakuje mi jego dawnej energii. tu już niestety nie pomogą
tabletki na pamięć :
co do mnie, to ja tez się ostatnio miewam nie za dobrze. od kilku tygodni co kilka dni boli mnie
ręka... i to jeszcze ta, którą miałam operowaną :( jestem zapisana do lekarza na październik, cholera, może znów mnie czeka
szpital w Poznaniu? nie no.. tfu tfu! jak do Poznania to tylko z wizytą wyłącznie w celach nieszpitalnych ;]
zagolopowałam
się trochę w tym pisaniu... kurde, gdybym ja taki polot miała w wypracowaniach z polaka :P
pozdrawiam czytających. o
blogach pamiętam, o blogowiczach tymbardziej :) a za parenaście dni stukną mi dwa lata blogowania, ach :>