te dni po wycieczce były ogólnie zbijające... wróciłam i kurde musiałam się na nowo wtapiać w atmosferę rannych śpiewów kanarka, monologów mojego taty i tak dalej... na dodatek, jak wzięłam łyk soku pomarańczowego, to się zdziwiłam jego smakiem (tak, to przez ten brak wódki :P) :D w szkole było dziko, ale już znów do niej przywykłam ;] ach, dziękuję ci za dawkę mocnych wrażeń szkoło! mam tu na myśli wystawione dwóje w propozycjach z polaka i histy : no nic, jakoś podciągnę ;] a dziś dowiedziałam się, że z niemca mam szansę na czówrkę, lol! to niesamowite - z angola mogę mieć tróję, a z niemieckiego (języka którego nie umiem, lecę na ściągach) czwórkę... pfffff :p
dziś zrobili nam w szkole pisemną maturę z angola. zryta była. mocno zryta :p chrzanić to!
dżizas, oby przeżyć do 17 czerwca... po wystawianiu ocen będę już miała to wszystko po prostu gdzieś ;D
okej, zapewne pierwsze co wam się rzuciło w oczy w tej notce, to te dwa prostokąciki poniżej ;) tak, to są pierwsze zdjęcia z wycieczki, dziękuję dorotko :* pierwsza fotka jest z giżycka (chyba wiadomo co to za dziewczę pierwsze od lewej ;D), a druga z kruklanek, czyli naszego miejsca nocnego buszu itede :D może w najbliższej przyszłości pochwalę się jeszcze paroma zdjęciami, póki co sama ich jeszcze nie widziałam :p