qrde cos mnie w marcu na sentymenty bierze... przed chwila, siedzac przy biurku, spojrzalam na kalendarz. dzis imieniny mojego wujka. wujka, ktory juz nie zyje.. taaak:( w czerwcu 2002 roku gralam sobie spokojnie na kompie, kiedy przyszedl moj tata i oznajmil, ze wujek nie zyje. na poczatku zupelnie to do mnie nie dotarlo! ale po paru minutach, rozkleilam sie... pomyslalam "boze, moj ukochany wujek nie zyje..??!!".. on byl dla mnie jak ojciec, dzieki niemu troche lepiej poznalam ten swiat. niestety, zycie go nie oszczedzilo, bo od osiemnastego roku zycia siedzial na wozku inwalidzkim.. gdy mial 18 lat skoczyl do wody na glowke i mial pecha.. potem, zaczly sie jego choroby, bral tysiace lekow, znal chyba juz kazdy lek, ze spokojem moglby zostac farmaceuta..;( przezyl niewiele ponad 50 lat i wszystko zaczelo sie pogarszac. szpital, dom, szpital, dom... ale jak go wzieli do szpitala ostatni raz to podobno powiedzial, ze do domu juz nie wroci... mial racje:( a ja... kompletnie sie zalamalam... nie chcialam isc nawet na pogrzeb, ale czulam, ze musze sie z nim pozegnac tak jak na to zasluguje... odejscie wujka to odejscie pewnej czastki mnie, bo on byl dla mnie wazny. dzieki niemu zrozumialam, co to znaczy milosc do zwierzat:) no nie, rozklejam sie..:( koncze..
wujku.. bardzo cie kocham i nadal mam ciebie w swoim serduszku! zawsze bede miala...
slucham: evanescence "my immortal"...
Dodaj komentarz