kam bek!! czyli... powrot do rzeczywistosci...
Komentarze: 14
witajcie moi mili!!!!!!!! juz wrocilam! wczoraj, bo dzis dopiero mi ten 'portal' zaczal dzialac... tyle perypetii przezylam przez ten tydzien ze ho ho! pojechalam z rodzinka w poniedzialek, a tu sie okazlao, ze doktorek kompletnie mnie nie koajrzy i nie umiescil mnie w swoim harmonogramie:/ no i pojechalam ponownie, ale w srode. tam juz wsio elegancko, przyjeli mnie i w ogole. siostra oddzialowa poprowadzila mnie na moja sale i mowi, ze badan robic nie musze, bo ostatnio jes robilam jakies 5 miesiecy temu, wiec po co znowu robic:P lekarka osluchala i rzekla, ze juz dzis ide na stol! bach! zdziwko wielkie, a z drugiej strony ucieszylam sie, ze bede miala to za soba:) tak wiec podsumowujac - ok.9 bylam juz w szpitalu, a przed godz. 11 juz szlam na operacje (nie mowie zabieg, bo to mi sie zle kojarzy..)!! ale zanim zaprowadzili mnie tam gdzie trzeba to dali mi tabletke, tzw. "glupiego jasia", wiecie, nie bylam kompletnie przytomna.. hyh ale myslalam, ze po tej tabletce to ja tak usne! w zyciu! wszystko slyszalam, nooo bylam troche przymulona, nawet bardzo i oczu nie chcialo mi sie otwierac;) aha no i oczywiscie przed operka pani anestezjolog dala mi znieczulenie... nie wiem jak mam wam to okreslic, ale dala mi ogromny zastrzyk ponizej szyi, a powyzej klatki piersiowej, bardziej po lewej stronie.. o matko, myslalam, ze umre!!! to co mi wstrzyknieto 'rozdzieralo' sie po calym ciele.. no ale bylam dzielna i nawet nie pisnelam:D ahh nawet lekarze mnie pochwalili:P no i po jakichs dwudziestu minutach lezenia na malej salce, gdzie zmarzlam niesamowicie, wzieli mnie na realistyczna sale operacyjna.. no i sie zaczelo! ale wiecie co? wcale sie nie balam! swojej biednej reki nie czulam - miala wrazenie ze ona jakos wisi w powietrzu podaczas gdy sobie ladnie lezala i czekala na krojenie:P cala operacja trwala jakies 15 minut, wiec luzik... w ogole jak mi to otworzyli, to okazalo sie, ze to nie jest to co podejrzewano! otoz, to nie bylo zadne zapalenie sciegna, ale miedzy miesniami lezalo sobie jakies czterocentymetrowe paskudztwo! nawet nie wiadomo, skad to sie wzielo. najwazniejsze, ze to nic groznego, za dwa tygodnie jade na zdjecie szwow, a potem za miesiac jakas kontrola:)
ogolnie pobyt w szpitalu wspominam mile, chociaz towarzystwa w moim wieku to nie bylo.. na sali lezalam z jenda kobita kolo czterdziestki i dwoma starszymi paniami - jedna z nich bardzo symaptyczna, ale ta druga.... o maj gat, wieczna maruda!!! tu jej strzyka tu ja boli i tak narzekala cale dnie, az walkmana musialam se wlaczyc:] na zarcie nie narzekam - bylo ok:) pielegniary bardzo fajne i uprzejme, ach jaka szkoda, ze nie bylam po opieka jakichs przystojnych pielegniarzy:P
nie ma co - w ciagu tych paru dni moje zycie troche sie zmienilo i ubarwilo:) postanowilam na swoim i doprowadzilam do operacji, ktorej moja mama tak sie bala.. poza tym mialam kontkat z roznymi ludzmi. nie zapomne trzech panow, ktorzy na sniadaniu dawke leku popijali woda, ktora mieli w malych plastikowych szklaneczkach hyhy ale ubaw pili mowiac: 'no to seteczka!';))) smiesznie bylo. fajnie bylo. cholera i sie skonczylo! ale mi sie jeszcze zrymowalo;) zapewne w tej notce pominelam pare szczegolow, ale niezle sie rozpisalam, wiec i tak jest co do czytania;) czytjacie lub nie - ja musialam opisac to wsio co przezylam!!!:) no a od poniedzialku oczywiscie do szkolki - stesknilam sie za tymi wariatami!!!!!:D
pozdrawiam:*
;)
Dodaj komentarz