Archiwum czerwiec 2005, strona 2


cze 06 2005 look at us - we're beautiful :D
Komentarze: 14
te dni po wycieczce były ogólnie zbijające... wróciłam i kurde musiałam się na nowo wtapiać w atmosferę rannych śpiewów kanarka, monologów mojego taty i tak dalej... na dodatek, jak wzięłam łyk soku pomarańczowego, to się zdziwiłam jego smakiem (tak, to przez ten brak wódki :P) :D w szkole było dziko, ale już znów do niej przywykłam ;] ach, dziękuję ci za dawkę mocnych wrażeń szkoło! mam tu na myśli wystawione dwóje w propozycjach z polaka i histy : no nic, jakoś podciągnę ;] a dziś dowiedziałam się, że z niemca mam szansę na czówrkę, lol! to niesamowite - z angola mogę mieć tróję, a z niemieckiego (języka którego nie umiem, lecę na ściągach) czwórkę... pfffff :p
dziś zrobili nam w szkole pisemną maturę z angola. zryta była. mocno zryta :p chrzanić to!
dżizas, oby przeżyć do 17 czerwca... po wystawianiu ocen będę już miała to wszystko po prostu gdzieś ;D

okej, zapewne pierwsze co wam się rzuciło w oczy w tej notce, to te dwa prostokąciki poniżej ;) tak, to są pierwsze zdjęcia z wycieczki, dziękuję dorotko :* pierwsza fotka jest z giżycka (chyba wiadomo co to za dziewczę pierwsze od lewej ;D), a druga z kruklanek, czyli naszego miejsca nocnego buszu itede :D może w najbliższej przyszłości pochwalę się jeszcze paroma zdjęciami, póki co sama ich jeszcze nie widziałam :p

Free Image Hosting at www.ImageShack.us Free Image Hosting at www.ImageShack.us

kasia_ef : :
cze 02 2005 relacjaaaaaaa długa jak cholera :D
Komentarze: 23
no czeeeeeeeść ;] taaaaa, to znów ja :P wczoraj wróciłam z wycieczki na mazurach, więc czas na notkę z cyklu "zwierzenia młodocianej pijaczki" pffffff :P
dzień pierwszy - 29.05.2005 - dzień wyjazdu. tejże niedzieli wstałam tuż po godzinie 7, aby wyściskać moją mamę, która wychodziła na 8 do swej szkoły, ach, cóż za poświęcenie ;) usłyszałam po raz enty : "uważaj na siebie". potem zaczęłam sprawdzać, czy aby wszystko spakowałam. sprawdzenie zakończone powodzeniem, więc poszłam się umyć, ubrać. później włączyłam muzyczkę, po raz drugi myślałam, czy aby na pewno wszystko zabrałam, zjadłam śniadanie, znów zastanawiałam się nad kompletnością moich bagaży ;), ogarnęłam pokój, wzięłam torbę i plecak ze sobą (przy tym oczywiście znów zastanawiając się, czy spakowałam aby na pewno wszystko :D) i o 9.30 wyszłam z domu. tata podwiózł mnie pod szkołę. była gdzieś 9.50, a zbiórka miała być o 9.45, więc spodziewałam się tłumów, ale w sumie to było tylko jakieś 10 sztuk osób z uśmiechami na twarzy i kurde wyglądali fajnie, jakby każdemu można było z czoła wyczytać : "jadę na zajebistą wycieczkę" :D minęło parę minut i ludzie zaczęli się schodzić. potem podjechał nasz autokar, zapakowaliśmy bagaże i krótko po godzinie 10 pojechaliśmy heeeen, daleko stąd! ;] było gorąco... jazda była dość męcząca... hmm nie minęły z dwie chyba godziny, a laski z tyłu autokaru zaczęły marudzić, że im się siku chce... lol... no i był pierwszy postój. na stacji benzynowej. nic ciekawego znaczy się. iiiii jechaliśmy dalej. zaczęły padać pytania w stylu "kiedy dojedziemy?", "długo jeszcze??", normalnie tył autobusu jęczał jak małe dzieci, momentami czułam się jakbym jechała z jakimś przedszkolem ;P
- daleko jeszczeeeeeeeeee?
- w pizdu i jeszcze trochę :D
nie powiem, było wesoło! o godzinie 16 byliśmy w giżycku. dali nam niecałą godzinę wolnego czasu, żebyśmy sobie pochodzili po jakichś sklepikach czy coś pfffff... mi by wystarczyło 15 minut na obejście :D no. potem już dojechaliśmy do kruklanek - celu naszej wyprawy. to była gdzieś godzina 18. na pierwszy rzut oka - wszystko wyglądało podobnie jak na zdjęciach. mmm jeziorko blisko, domki niczego sobie, czyli pierwsze wrażenie było bardzo dobre :) chwilę czekaliśmy na klucze i zaczęło się "rozdawanie" domków. nam przypadł domek 5 osobowy, choć na początku byłyśmy w czwórkę (potem przygarnęłyśmy niechcianą przez nikogo dziewczynę z klasy :/). wniosłyśmy torby do domku, oblukałyśmy - było świetnie! drewniano wszędzie :D dwa pokoje, w jednym łożka trzy, w drugim dwa, oprócz tego coś a'la przedpokoik no i łazienka :D później poszłyśmy obczaić, kto ma blisko nas domki. okazało się, że naprzeciwko nas osiedlili się koledzy z naszej klasy, z czego w sumie się cieszyłyśmy... ale niedługo... parę minut później okazało się, że nauczycielki przejęły ten domek! klops! nie o tym raczej marzyło nam się... :P ale nie smuciłyśmy się długo, bo wiedziałyśmy, że z drugiej strony domku mamy taras, przez który mogłyśmy wychodzić :D bodajże o godzinie 19 było coś w rodzaju obiado-kolacji. chyba dobre było, hm czy to były wtedy te miauczące kotlety?? ;P
- ej, widzieliście tego kota co biegał przy ośrodku?
- no...
- no... to on biegał. bo już nie biega :D
w sensie że mieliśmy go na talerzach lol ;P
po posiłku w stołówce mieliśmy wieczór z serii "róbta co chceta", niektórzy grali w piłkę nożną (było boichoooo), niektórzy w siatkówkę (np. ja ;]), niektórzy zbijali w domkach. w każdym bądź razie ok.21 coś już zaczęło się konkretnego dziać. ja z moimi trzema kumpelkami poszłyśmy do domku chłopaków z klasy matematycznej, których w ogóle nie znałyśmy choćby z widzenia, haha a przecież jesteśmy w tej samej szkole :P muzyka grała, trunki poszły w ruch. nasz domek pił żubrówkę z sokiem jabłkowym, no nie powiem, zrobiła lekkie wrażenie na mnie :D potem jeszcze wypiłam łyka czegoś tam (lol, dobrze wiedzieć co się piło, co nie?) i łyka nalewki wiśniowej czy czegoś w tym stylu. kasi się trochę w główce kręciło, na dodatek miała zajebiście schrypiony głos, ale dała radę. robiliśmy sobie zdjęcia przy domku, gdy nagle zauważyłam trzy postacie obserwujące balowiczów... :D ale zonk, nikt nie zczaił, że facetki tam stały i praktycznie każdy robił swoje, zaczynając na towarzystwie upitej w trzy dupy, a kończąc na tych jeszcze się trzymającej na nogach.. facetki podeszły bliżej, spytały, jak się bawimy. jedna kumpela powiedziała, że fajnie, robimy sobie zdjęcia i jest fajnie pfffff :P śmiać mi się chciało, ale trzymałam język za zębami! potem jedna z facetek poprosiła, aby jeden chłopak podał jej kubek, który 3mał w ręce... zonk!
- ja tu czuję wódkę!
- ale proszę pani, tu jest tylko cola!
buahahaha :D potem padło hasło "koniec imprezy" i wszyscy mieli smuta, że wycieczka dobiega końca :P ale nie minęła godzina i znów impreza się rozkręciła hehe! i widziałam jeża! a moja kumpela, zgodnie z tradycją, która istnieje od zeszłorocznej wycieczki... opluła tego biednego jeżyka ;PPP hm jeszcze tego wieczoru, a raczej nocy :D, przyszli do naszego domku koledzy z klasy. trochę pohałasowali, jeden z nich odkrył, że mamy dziurę w drzwiach, takie coś a'la wizjer, włożył tam palec i wrzasnął : "o kurwa, nie mogę wyciągnąć palca!" loool... ledwo wyciągnął, a tu drzwi się otworzyły... facetki... bla bla, jest cisza nocna, bla bla, ma być spokój, bla bla... "a ty kolego, taką łaciną się nie posługuj" :D świetnie :D ja chyba ze 3 razy powiedziałam "przepraszam" :P wolałam się nie pokazywać, bo oczy miałam zapewne inne niż zwykle ;D hmm potem co było... ja wyparowałam do domku chłopaków, który był trochę daleko... pomijając fakt, że wyrżnęłabym się o korzenie drzew, no bo mieszkaliśmy w lesie, to jakoś doszłam :D o północy mieliśmy lać pasem kolegę, który miał dzień przed wycieczką urodziny, ale on się w kiblu schował :D a jak już otworzyli drzwi do łazienki, to okazało się, że kolega uciekł przez okno :D wrócił gdzieś po godzinie, uaaaaa, tym razem mu się nie upiekło, został zlany 18 razy jak trza. towarzystwo potem jeszcze piło... ja skończyłam balować koło 1. no i nasz domek zasnął gdzieś po godzinie 1 ;]
dzień drugi - 30.05.2005 - śniadanie o godzinie 9. wszyscy jakoś wstali... oczywiście wszyscy zmęczeni i w ogóle, ale oczywiście humory dopisywały :) tego dnia mieliśmy plan jechać do świętej lipki, ale wcześniej chcieli nam jakieś bunkry pokazywać... heinrich himler czy jakoś tak :P zwiedziliśmy jedne bunkry, jakieś śluzy, a potem pojechaliśmy do tej świętej lipki. dzień był słoneczny, ciepły i było miło :) moje zakupy tego dnia to woda mineralna za 1,50zł i tabletki na gardło strepsils za 6,50zł :D swoją drogą, to przeżywałam cenę tych tabletek, których było tylko 8, podczas gdy w toruniu za 24 sztuki zapłaciłam 13 złotych... nie ma co, rozbój w biały dzień :P aaaa jak mogłam jeszcze zapomnieć o zapiekance (jakiej dobrej! i dużej! :D) za 4 złote... hmm no cóż, za luxus trzeba płacić :P do kruklanek wróciliśmy na 17, na obiad, był kurczak, ziemniaki i surówka :D a na zupę chyba krupnik. albo grochówka, już nie pamiętam co kiedy :D wieczorem miało być ognisko. ale zaczął padać deszcz. no więc miała być dyskoteka na stołówce. ale padać przestało, więc jednak było ognicho ;D mmm dobra była kiełbaska, zjadłam jedną swoją i niecałe pół koleżanki, mniam :D wieczorem wpadli do naszego domku koledzy z klasy matematycznej. wpadli tylko na ciacha, chociaż potem przynieśli wino domowej roboty, aaaaaaaale było dobre :D ale winko nie było jedyną atrakcją tego wieczoru. miałyśmy na zbyciu bolsika. wypiło się trochę, oj wypiło z soczkiem. było mi niesamowicie gorąco lol :D nosiło mnie, że nie wiem... :P sporo czasu przesiedziałam w domku u chłopaków - ihaaaaa tam była impra! tejże nocy rozbawił mnie kolega chwiejący się, dla którego pokonanie dwóch czy trzech schodków było nie lada wyczynem, a także kolega taki niepozorny, ale nieźle narąbany oraz kolega który położył się na stole na tarasie i przykrył się... ceratą :D wszyscy mieli z tego ubaw :D ogólnie było zabawnie. obgadywanie w skromnym gronie również zaliczyłam, jezuuu ale ze mnie koleżanka, fe! :D ach, jeszcze jeden motyw z tego wieczoru! szłam tak sobie z kolegą chwiejącym się z mojego domku do domku chłopaków i kurde zamiast do domku, to my wyszliśmy nad jezioro lol! no, ja tyle raz powtarzam, że nie mam orientacji w terenie!!! :D tejże nocy balowanie skończyłam ok. 2, ha!
dzień trzeci - 31.05.2005 - śniadanie ponownie o godzinie 9. i znów w tle leciało "czarne oczy" lub "jak zapomnieć" lub "kolorowe sny". bosko :D ten dzień był deszczowy buuu :( tzn. dzień wcześniej, wieczorem i w nocy też padało, no ale w dzień kurde... mieliśmy jechać do giżycka i mieć kupę czasu wolnego :/ ale super perspektywa... ale jakoś zabiliśmy czas... poszłyśmy na pizzę..... kurwa, na jaką pizzę?! to było coś a'la naleśnik z nałożonym serem i oni to nazwali pizzą! : 8,90 zeta... dobrze, że złożyłam się na to coś z kumpelą... po zjedzeniu połowy stwierdziłam, że zjadłabym jeszcze ze 3 takie placki, ale gdyby mi je za darmo wcisnęli chyba.... :P wkurzone poszłyśmy szukać jakiegoś miłego miejsca. po drodze byłyśmy w jakimś centrum handlowym... a mi się zachciało gorącej czekolady :) i fajnie, bo trafiłyśmy do niewielkiej kawiarenki, miły, przytulny lokal :) gorąca czekolada w małej filiżance 2,50zeta, ale co tam :P oprócz tego ja zjadłam gofera z cukierem puderem za 1,50zł :P ej, nie wiem w sumie czemu zarzucam tak tymi cenami :D nieważne :D ach, w ogóle mi się przypomniało, że tego dnia, zanim dojechaliśmy do giżycka, to wywieźli nas do lasu... pełno komarów było :( szliśmy przez ten las, szliśmy, bo mieliśmy dojść do jakiegoś mostu wysadzonego w 1945 roku, lol... ale po przejściu nie wiem ilu kilometrów okazało się, że idziemy na marne, bo ten most, był na samym początku naszej trasy.... jakieś parę kamieni czy czegoś tam, nie wiem, nawet na to nie looknęłam :P ale to kurde miała być ta atrakcja hahaha :D o 16 był obiad, a o 19 mieliśmy kolację. hmm ten wieczór... w sumie była fajny, piłyśmy wódkę nad jeziorem, na ławce :D jaka chamówa w ogóle :D ale nice :D potem trochę siedziałyśmy w domku u chłopaków z matematycznej (swoją drogą, to nawet nie było kogo poderwać :P), tak krążyłyśmy ogólnie... chwilę siedziałyśmy potem przy miejscu do ogniska, było trochę zimno, to się zmyliśmy... w trakcie drogi chłopaki zaczęli się kłócić o piwo czy wódkę, w ogóle eeeeee tam gupki jedne :P poszłyśmy do ich domku, a tam w sumie stypa. cisza, niby uchlani, ale zero życia. i się kłócili jeszcze... chyba po prostu za dużo czasu spędzili w swoim towarzystwie. nie chciało nam się już nic, więc wrócilyśmy do domku. szyby obsmarowali nam pastą do zębów, żartownisie, cholera jasna... :P jeszcze nam klucz od domku zabrali i dziewuchy ganiały za nim :P jeszcze trochę siedział u nas jeden koleżka z matematycznej, kurde chciałyśmy żeby już sobie poszedł, ale siedział kurde, no trudno :P ulotnił się po tym, jak moja kumpela odrzuciła jego zaproszenie na spacer :P no i poszłyśmy spać!
dzień czwarty - 1.06.2005 - śniadanie... tak, znów o 9 :P i znów było nawet dobre :P po zjedzeniu zaczęło się pakowanie. w sumie cieszyłam się na samą myśl o powrocie, bo poprzednia noc trochę mnie zbiła - to po pierwsze, a po drugie pogoda była do kitu :( wietrznie z deczka i zimno :( ale nic, i w taką pogodę trza było pozbyć się tej pasty z okien z nocy minionej ;) ech. przed 11 siedzieliśmy już w autokarze. mieliśmy już wyjeżdżać, ale facetka musiała zapłacić za zbitą szybę w domku chłopaków... :P zbili ostatniej nocy. ha! a noc wcześniej mówiłam im, żeby tak się nie rzucali, bo w końcu zbiją tą szybę... wykrakałam :P no ale, ruszyliśmy tym gratem naszym o 11.11. myślicie, że jechaliśmy nieustannie przez przynajmniej 2 godziny?! a gdzie tam... tył autobusu znowu prawie w majtki by się zsikał, gdyby nie postój ;] ale w sumie, nie powiem, że ja z kibla też musiałam skorzystać :PPP no, był taki kibel na złotówki :P przed nami stało z 6 jakichś narąbanych ( i to porządnie!) dziewuch tak na oko, gdzieś 2 klasa gimnazjum :P potem, jak odjeżdżaliśmy autokarem (yyy ten kibel to w szczytnie był chyba? :P) to mieliśmy okazję podziwiać haftującą jedną laskę z tego szacownego, młodocianego grona bleeeeee :P :D no. powrót jakoś mijał. rozwiązywaliśmy krzyżówki, spaliśmy, gadaliśmy, jedliśmy :D ok. 18 byliśmy już w toruniu.

koniec tej relacji. chyba długa wyszła :P a co tam. następna notka za tydzień, lol, tak żeby każdy zdążył przeczytać :D
w każdym bądź razie było fajnie! jak będą jakieś zdjęcia, to rzecz jasna, się pochwalę ;) ok, to na dziś tyle. 3majta się :-)

kasia_ef : :